19 PUCHARÓW POLSKI DLA CIEBIE WARSZAWO. PORA NA 20! Wszystkie triumfy Wojskowych [HISTORIA] - Legia Warszawa
19 PUCHARÓW POLSKI DLA CIEBIE WARSZAWO. PORA NA 20! Wszystkie triumfy Wojskowych [HISTORIA]

19 PUCHARÓW POLSKI DLA CIEBIE WARSZAWO. PORA NA 20! Wszystkie triumfy Wojskowych [HISTORIA]

2 maja 2023 roku na PGE Narodowym piłkarze Legii Warszawa zmierzą się z Rakowem Częstochowa w meczu finałowym rozgrywek o Puchar Polski. Staną tym samym przed szansą zdobycia 20. trofeum w historii klubu, występując 26. raz w finale. Wojskowi są niekwestionowanym hegemonem Turnieju Tysiąca Drużyn, w którym z niemałymi sukcesami rywalizują już od ponad siedmiu dekad.

Autor: Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Janusz Partyka

2 maja 2023 roku na PGE Narodowym piłkarze Legii Warszawa zmierzą się z Rakowem Częstochowa w meczu finałowym rozgrywek o Puchar Polski. Staną tym samym przed szansą zdobycia 20. trofeum w historii klubu, występując 26. raz w finale. Wojskowi są niekwestionowanym hegemonem Turnieju Tysiąca Drużyn, w którym z niemałymi sukcesami rywalizują już od ponad siedmiu dekad.

 

Przyjrzyjmy sie 19. dotychczasowym finałom, z których zwycięsko wychodzili legioniści.

 

***

 

1 Puchar Polski / 29 września 1955 r. / Warszawa / Legia Warszawa - Lechia Gdańsk 5:0 (3:0)

 

Po niezbyt udanym poprzednim sezonie, piłkarskie rozgrywki w roku 1955 Wojskowi rozpoczęli od meczu w rozgrywkach o Puchar Polski. Pierwszym rywalem drużyny Janosa Steinera w 1/16 finału był Granat Skarżysko-Kamienna. Wyjazdowe zwycięstwo (3:2 – po golach Ernesta Pola, Henryka Kempnego oraz Lucjana Brychczego) wlały w serca kibiców sporo optymizmu. Kolejnym rywalem była Cracovia, a mecz rozegrany przy Łazienkowskiej zakończył się identycznym rezultatem (na listę strzelców wpisali się tym razem Edmund Kowal, Marceli Strzykalski i Ernest Pol). W spotkaniu ćwierćfinałowym doszło do stołecznych derbów. Na Muranowie Wojskowi wygrali 2:1, po celnych strzałach Pola oraz Kempnego. Na ostatniej prostej do finału rywalem Legii został Górnik Wałbrzych. Wysokie zwycięstwo (6:1, po trafieniach Kowala, Longina Janeczka i Zygmunta Piedy – wszyscy razy dwa) pozwalało z optymizmem patrzeć na finałowe spotkanie z Lechią Gdańsk.

Zdjęcie

29 września 1955 roku na boisku Stadionu Wojska Polskiego w Warszawie od pierwszego gwizdka sędziego Fronczyka wszystko układało się po myśli warszawian. Przed meczem jednak kilku zawodników nieźle sobie pobalowało, o czym dowiedzieli się szefowie CWKS. „Zarządzający klubem gen. Popławski wezwał wówczas całą drużynę na dywanik i stanowczym wojskowym głosem wykrzyczał: 'Nic mnie nie interesuje. Macie zdobyć Puchar Polski. Jeżeli go nie zdobędziecie, dopiero porozmawiamy o karach!'” – czytamy w „Naszej Legii”. W finale piłkarze CWKS-u skutecznie „zmobilizowani” przez generała ogrywali Lechię jak dzieci. Ten mecz mogli wygrać nawet wyżej niż 5:0 (po trzech bramkach Henryka Kempnego i po jednej Ernesta Pola oraz Jerzego Słaboszowskiego), ale w kilku przypadkach rywalom dopisywało szczęście. „CWKS Warszawa zdobył ostatecznie Puchar Polski. Ogromne mosiężne trofeum zostało wzniesione do góry, wywołując aplauz widowni. Wiwatom i okrzykom na cześć piłkarzy CWKS-u nie było końca. W nagrodę za zdobycie Pucharu Polski zawodnicy otrzymali... zegarki” – czytamy w klubowym magazynie.

 

Sukces ten, to było dopiero preludium do czekającego CWKS najważniejszego wydarzenia w historii klubu – 20 listopada 1955 roku na stadionie w Sosnowcu – w ostatniej ligowej kolejce – CWKS mierzył się z mającą jeden punkt mniej Stalą. Po zwycięstwie 1:0 - po golu Lucjana Brychczego - Wojskowi zostali mistrzami kraju.

Zdjęcie

29 września 1955 r., Stadion Wojska Polskiego w Warszawie, Finał rozgrywek o Puchar Polski

Legia Warszawa - Lechia Gdańsk 5:0 (3:0)
Bramki: Kempny (2, 8, 52), Pol (32), Słaboszowski (75)

 

Legia: Szymkowiak – Mahseli, Słaboszowski, Woźniak, Strzykalski – Kowol, Brychczy, Kempny (Janeczek), Pieda – Pohl, Cehelik

 

Lechia: Gronowski II (Potrykus) – Kusz, Korynt, Lenc, Czubała – Gronowski I, Jarczyk, Musiał, Nowicki – Ragocz, Kobylański

 

Sędziował: Franciszek Fronczyk (Tarnów), Widzów: 10000

Zdjęcie

2 Puchar Polski / 24 czerwca 1956 r. / Warszawa / Legia Warszawa - Górnik Zabrze 3:0 (0:0)

 

24 czerwca 1956 roku Legia sięgnęła po swój drugi Puchar Polski w historii w meczu zorganizowanym na Stadionie Dziesięciolecia. Od długiego czasu narzekano na niedostateczną popularność tej imprezy. Wiejąca pustką widownia była jednak potwierdzeniem tego, że nie był to dobry pomysł, a rangi wydarzeniu nie podniosła sama gra na boisku. Legia była zdecydowanym faworytem, niemniej przez długi czas nie mogła się przebić przez zmasowaną defensywę zabrzan. Tak tamto wydarzenie opisywał „Sport”: „Górnicy znów zastosowali co najmniej dziwną taktykę. Polegała ona na blokowaniu siedmioma graczami dojścia do własnej bramki, z przodu utrzymano jedynie 'czujki', złożone z dwóch skrzydłowych i Fojcika, podczas gdy najgroźniejszy napastnik zabrzan — Jankowski bawił się w jakiegoś drugiego stopera czy trzeciego pomocnika”.

Zdjęcie

Legioniści nieustannie atakowali, natomiast górnicy bardzo ambitnie się bronili. Sytuacja zmieniła się dopiero po przerwie, gdy bramkę na 1:0 strzelił Kowal. Już cztery minuty później na 2:0 podwyższył wspaniałym strzałem z obrotu niezawodny Lucjan Brychczy. Od tego momentu Górnik zaczął śmielej atakować, lecz to Legia - po strzale z rzutu karnego Strzykalskiego - ustaliła wynik spotkania na 3:0 i legioniści mogli odebrać puchar za zwycięstwo w tej rywalizacji.

Zdjęcie

24 czerwca 1956 r., Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – Górnik Zabrze 3:0 (0:0)
Bramki: Kowal (55), Brychczy (59), Strzykalski (70, k.)

 

Legia: Szymkowiak – Masheli, Grzybowski, Woźniak, Strzykalski – Zientara, Pohl, Brychczy, Kempny – Kowol, Ciupa

 

Górnik: Machnik – Zimerman, Franosz, Hajduk, Nowara – Olejnik, Szalecki, Fojcik, Jankowski – Wiśniowski, Czech

 

Sędziował: Julian Mytnik (Kraków), Widzów: 10000

Zdjęcie

3 Puchar Polski / 1 maja 1964 r. / Warszawa / Legia Warszawa - Polonia Bytom 2:1 (1:0, 1:1, 1:1) pd

 

Po nieudanym sezonie ligowym, zdobycie przez Legię Pucharu Polski było tylko nagrodą pocieszenia. Wojskowi byli faworytami meczu finałowego, który rozegrano 1 maja na... zaśnieżonej murawie Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie. „Zanim jeszcze piłkarze wybiegli na boisko... dla większości kibiców Legia już była triumfatorem rozgrywek. Życie jak zwykle zweryfikowało nieco te plany i piłkarze Legii na ostateczny sukces musieli mocno zapracować, wygrywając dopiero po dogrywce 2:1. Chociaż mecz rozgrywano 1 maja 1964 roku, to na skutek dogrywki kończono go - bez oświetlenia - 30 minut przed zachodem słońca (spotkanie zaplanowano na godzinę 17., by wszyscy zdążyli dotrzeć na stadion z pochodu pierwszomajowego – przyp. red.). Piłka i zawodnicy pogrążali się w mroku i kiedy na trybunach zaczęto mówić o powtórce finału, Henryk Apostel w 118. minucie strzelił zwycięskiego gola” – czytamy na historycznych stronach Naszej Legii.

Zdjęcie

„Legioniści zdobyli jednak na osłodę Puchar Polski. Zmagania o to trofeum zaczęły się dla nich jeszcze przed wznowieniem rozgrywek ligowych. Wojskowi w 1/4 finału zmierzyli się u siebie z Szombierkami Bytom, wygrywając po dwóch golach Henryka Apostela. O finał zagrali, także przy Łazienkowskiej, z Pogonią Szczecin i wygrali skromnie 1:0. Co może dziwić, oba spotkania oglądała zaledwie garstka widzów – pierwsze ok. 4000, drugie o połowę mniej. Większej widowni doczekał się dopiero ten najważniejszy mecz – finał, który decyzją PZPN odbywał się również w stolicy, na Stadionie X-lecia, i na cześć ludu pracującego wyznaczono go na 1 maja. Tego dnia, zgodnie z tradycją Święta Pracy, obowiązkowe były pochody z chorągiewkami w rękach, gołąbkami pokoju, kiełbasą zwyczajną i piwem jasnym z syrenką na etykiecie. Po wszystkich uroczystościach partyjni notable przenieśli się na stadion, by obserwować spotkanie o nagrodę Przewodniczącego Rady Państwa, bo tak oficjalnie nazywano wtedy rozgrywki o Puchar Polski. Wyposzczona warszawska publiczność zjawiła się na trybunach giganta w liczbie 25 tys. i na początku zanosiło się, że nie będzie miała wielu powodów do radości. Rywal Legii – Polonia Bytom, mimo że w tabeli ligowej plasowała się znacznie niżej, na boisku radziła sobie bardzo dobrze. Wojskowi od pierwszej minuty zostali zepchnięci do defensywy. Polonia przeważała, ale była skutecznie wybijana z rytmu. Legia nękała ją kontratakami i po jednym z nich Henryk Apostel w 38. minucie płaskim strzałem pokonał Edwarda Szymkowiaka. Bytomianie byli w szoku i niewiele brakowało, a przegrywaliby wyżej, uchronił ich przed tym jedynie bramkarz, który trzykrotnie świetnie bronił uderzenia legionistów. Dość nieoczekiwanie dwie minuty przed końcem meczu padło wyrównanie – Jan Banaś plasowanym strzałem pokonał Stanisława Fołtyna. Konieczna okazała się dogrywka. W niej przeważali uskrzydleni bytomianie, którzy według śląskiej prasy powinni dostać rzut karny za faul na Liberdzie, ale sędzia ocenił sporną sytuację inaczej. Wyglądało na to, że o losach Pucharu Polski zdecyduje... losowanie. W tamtych czasach w przypadku braku rozstrzygnięcia dogrywki nie rozgrywano konkursu rzutów karnych, a PZPN zarządził, że finał nie będzie powtarzany, tylko ma być rozstrzygnięty od razu, za pomocą rzutu monetą. Minutę przed ostatnim gwizdkiem legioniści przeprowadzili jednak decydującą akcję meczu. 'Ściemnia się już w błyskawicznym tempie, już nic nie widać! Na 60 sekund przed końcem – i... przed losowaniem – Żmijewski poszedł po lewym skrzydle i wyłożył piłkę Apostelowi, który... miał lepszy wzrok niż Szymkowiak' – opisywała śląska 'Trybuna Robotnicza' (104/1964). 'Organizatorzy spotkania całkowicie się skompromitowali, i to nie po raz pierwszy. Mecz kończył się w ciemnościach, piłka i zawodnicy ginęli w mroku. W tej sytuacji rozstrzygnięcie, które padło w 118. minucie spotkania, było bardziej dziełem przypadku niż przemyślanej akcji. Dlatego legioniści mogą mówić o szczęściu' – czytamy na łamach książki 'Piłkarski Puchar Polski' (Warszawa 1988). Zresztą i 'Trybuna Robotnicza' nie szczędziła organizatorom krytycznych słów. Gwoli ścisłości należy wspomnieć, że po pierwsze, warunki były takie same dla obu drużyn, a po drugie, z tymi ciemnościami to była lekka... przesada. Dogrywka skończyła się pół godziny przed zachodem słońca, ale skoro reporter śląskiej gazety z wysokości trybun potrafił dostrzec i dokładnie opisać decydującą akcję, powinien przecież uznać, że piłkarze widzieli piłkę lepiej od niego. Wolał jednak stać się rzecznikiem pokonanych, którzy, nie potrafiąc przyjąć godnie porażki, nie stanęli do ceremonii wręczenia pucharu. Triumfując po raz trzeci w rozgrywkach o Puchar Polski, legioniści stali się ich rekordzistami. Smaczkiem tego meczu był fakt, że Polonię pogrążył rodowity bytomianin, który do stolicy trafił właśnie ze śląskiego klubu. W Warszawie został bohaterem, w rodzinnych stronach wręcz przeciwnie. Kiedy pojechał na urlop do Bytomia, wszyscy jego znajomi, łącznie z rodzicami, wypominali mu te dwa strzelone gole ich ukochanej Polonii. 'Pretensje o te dwie bramki to miała rodzina i może sąsiedzi oraz starzy znajomi, a kibice... Trzeba powiedzieć wprost, to nie były pretensje, tylko mordobicie' – wspominał Apostel (Archiw. W.B.). Zdobycie przez piłkarzy Legii pierwszego od 1956 roku piłkarskiego trofeum – w dodatku podczas obchodów XX-lecia Polski Ludowej – zostało docenione przez ministra obrony narodowej, marszałka Mariana Spychalskiego, który wysłał na adres klubu własnoręcznie napisane gratulacje. Podobno robił tak jedynie w nadzwyczaj wyjątkowych okolicznościach” - czytamy w Księdze Stulecia Legii Warszawa.

Zdjęcie

1 maja 1964 r., Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – Polonia Bytom 2:1 (1:0, 1:1, 1:1) pd
Bramki: Apostel (38, 118) – Banaś (88)

 

Legia: Fołtyn – Masheli, Gmoch, Trzaskowski, Piechniczek – Krajczy, Żmijewski, Brychczy, Apostel – Korzeniowski, Kulanek

 

Polonia: Szymkowiak – Dymarczyk, Winkler, Wieczorek, Orzechowski – Grzegorczyk, Lukoszczyk, Banaś, Pogrzeba – Liberda, Jóźwiak

 

Sędziował: brak danych, Widzów: brak danych

Zdjęcie

4 Puchar Polski / 15 sierpnia 1966 r. / Poznań / Legia Warszawa - Górnik Zabrze 2:1 (1:0, 1:1, 1:1) pd

 

Niestety, w roku jubileuszowym 50-lecia klubu z Łazienkowskiej piłkarze się nie popisali. Z dorobkiem 26 punktów uplasowali się dopiero na szóstym miejscu w tabeli ekstraklasy. Na szczęście, na otarcie łez pozostały im jeszcze rozgrywki o Puchar Polski. Zawody te okazały się dla Legii częściową rekompensatą za przeciętną postawę w lidze. W cieniu doniosłych wydarzeń jubileuszowych piłkarze Legii zdołali dotrzeć do finału, w którym 15 sierpnia 1966 roku, na stadionie Warty w Poznaniu, pokonali Górnika Zabrze 2:1.

Zdjęcie

„Ostatnia sekunda dogrywki przyniosła rozstrzygnięcie. Rozczarowanie... Tak można chyba najkrócej określić komplet wrażeń z poniedziałkowego finału Pucharu Polski. Oczywiście rozczarował przede wszystkim zabrzański Górnik. Podobnie jak w inauguracyjnym meczu ligowym z Legią był cieniem świetnej do niedawna drużyny. (...) Legia grała też w ustawieniu 4-3-3, ale realizowała ten system o niebo lepiej od zabrzan. (...) Stęskniona ligowej piłki poznańska publiczność nie zapomniała jeszcze przecież jak ona wyglądała w wydaniu np. Warty czy Lecha sprzed kilkunastu lat i nie takiego widowiska oczekiwała po finale Pucharu Polski. Legia odniosła bezwzględnie zasłużone zwycięstwo. Była drużyną bezwzględnie bardziej wyrównaną i zgraną oraz przejawiającą daleko więcej inwencji. Trener Legii, Vejvoda, był oczywiście bardzo zadowolony z sukcesu. 'Nikogo specjalnie nie wyróżniam, wszyscy wykonali moje zalecenia, cała drużyna konsekwentnie realizowała swój plan taktyczny' – powiedział Czechosłowak po meczu. Trudno sobie wyobrazić lepszy start od tego jakim rozpoczął pracę w Polsce czechosłowacki fachowiec. (...) Ostry chłód, który nagle, w poniedziałek 'zastąpił' kilkudniowe tropikalne upały – sprzyjał co prawda piłkarzom, ale na widowni pewnie spowodował sporo gryp i katarów. Do kompletu 'nieszczęść' doszły prawie całkowite ciemności, w których toczyła się nużąca już zresztą dogrywka. Wywołało to na trybunie honorowej małą dyskusję na temat oświetlenia stadionu Warty, które jest dopiero w stadium dokumentacji, czy projektów. 'Podsumował' ją jeden z poznańskich działaczy następująco: zdaje się, panowie, że my wcześniej zrobimy oświetlenie, niż oni zdobędą bramkę... Gdyby Legia nie strzeliła gola – byłyby rzuty karne. Gdyby i one nie przyniosły rozstrzygnięcia – rzucano by monetę. Wątpimy, by ktokolwiek mógł już wówczas dojrzeć orzełka, albo reszkę, ale – nie o to idzie. Niewiele przecież brakowało, by rzeczywiście los zdecydował, kto zostanie właścicielem najcenniejszego trofeum w naszym piłkarstwie. Dlaczego? Bo nie ma mowy o wyszperaniu terminu na powtórny mecz. Zwracaliśmy już niedawno uwagę na nasilenie piłkarskiego kalendarza. Prawie przez okrągły rok, gra się u nas 'o coś'. I wcale się nie zdziwimy, jeśli kiedyś będziemy wyruszać na finał Pucharu Polski w Sylwestra” – pisali dziennikarze katowickiego Sportu 18 sierpnia 1966 roku.

Zdjęcie

15 sierpnia 1966 r., Stadion im. 22 lipca w Poznaniu, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – Górnik Zabrze 2:1 (1:0, 1:1, 1:1) pd.
Bramki: Brychczy (35), B. Blaut (120) – Kuchta (57)

 

Legia: Grotyński – Mahseli, Zygmunt, Grzybowski, Woźniak – Gmoch, B. Blaut, Korzeniowski, Brychczy – Apostel, Żmijewski

 

Górnik: Gomola – Gwosdek, Oślizło, Olszówka, Floreński – Kuchta, Wilczek (91' Strączek), Szołtysik, Musiałek – Lubański, Kowalski 

 

Sędziował: Marian Środecki (Wrocław), Widzów: 15000

Zdjęcie

5 Puchar Polski / 17 czerwca 1973 r. / Legia Warszawa – Polonia Bytom 0:0 (0:0, 0:0, 0:0) k. 4:2

 

Jeszcze przed ostatecznymi rozstrzygnięciami w ekstraklasie, 17 czerwca 1973 roku w Poznaniu, rozegrano finał rozgrywek o Puchar Polski. „Kto zostanie triumfatorem PP i reprezentantem Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów w sezonie 1972/73?” – zastanawiali się dziennikarze „Przeglądu Sportowego”. W decydującym akcie rozgrywek Turnieju Tysiąca Drużyn spotykały się bowiem warszawska Legia i bytomska Polonia Bytom – drużyny zajmujące w tamtym sezonie dalsze lokaty w tabeli ekstraklasy. Obserwatorów finału nie dziwiło więc zbytnio, iż mecz ten nie stał na najwyższym sportowym poziomie... „Zawodnicy męczyli siebie i widownię. Właściwie pisząc 'widownię' używamy zbyt dużego słowa, gdyż wbrew zapowiedziom publiczność poznańska, jakby spodziewając się słabego widowiska, pozostała w domach lub wybrała inne formy wypoczynku. 120 minut oczekiwania na bramkę – tak krótko można scharakteryzować ten finał, w którym zwycięzcę wyłoniły rzuty karne, które lepiej egzekwowali podopieczni trenera Lucjana Brychczego (4:2), zdobywając główne trofeum” – czytamy na historycznych stronach „Naszej Legii”.

Zdjęcie

Był to piąty Puchar Polski zdobyty przez Wojskowych w historii. Legioniści w drodze do finału pokonali kolejno Lubliniankę Lublin (0:0 – w dodatkowym meczu 5:1), Zawiszę Bydgoszcz (1:0 i 2:0) oraz Szombierki Bytom (3:1 i 1:1). Bytomianie zaś okazali się lepsi od Stali Rzeszów (3:1), Unii Tarnów (3:2), GKS-u Katowice (2:1 i 3:0) oraz Odry Wrocław (1:3 i 5:0).

Zdjęcie

17 czerwca 1973 r., Stadion im. 22 lipca w Poznaniu, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – Polonia Bytom 0:0 (0:0, 0:0, 0:0) k. 4:2
Strzelcy rzutów karnych: Gadocha, Deyna, Pieszko, Nowak / Brysiak, Chojnacki

 

Legia: Mowlik – Topolski, Z. Blaut, Zygmunt (102' Niedziółka), Cypka – Pieszko, Pacocha (68' Nowak), Ćmikiewicz, Białas – Deyna, Gadocha

 

Polonia: Chwolik (Skromny) – Gdawiec, Winkler, Orzechowski, Frenkiel – Brysiak, Krupa, Janik, Grociak (Górski) – Radecki, R. Chojnacki

 

Sędziował: Marian Kustoń (Poznań), Widzów: 10000

Zdjęcie

6 Puchar Polski / 9 maja 1980 r. / Legia Warszawa - Lech Poznań 5:0 (3:0)

 

W maju 1980 roku na Stadionie Miejskim Włókniarza w Częstochowie Legia i Lech w finale krajowego pucharu zagrały ze sobą po raz pierwszy. Bezdyskusyjne zwycięstwo odniosła w tym meczu Legia, a zmagania piłkarzy oglądało na żywo 26000 kibiców. Wojskowi wygrali zasłużenie, a w ich szeregach brylował były lechita Mirosław Okoński, zaś dwa gole strzelił Marek Kusto.

 

„Na boisku niepodzielnie rządziła Legia, a przebieg tego finału miał nadzwyczaj jednostronny przebieg. Do przerwy Wojskowi prowadzili 3:0 i było już po balu. W drugiej połowie Legia tylko kontrolowała mecz, wyprowadzając kolejne zabójcze ataki. Do dwóch bramek Marka Kusty po jednym trafieniu dołożyli Witold Sikorski, kojarzony bardziej z Lechem Mirosław Okoński oraz Adam Topolski. Szczególnie bramka tego ostatniego była przedniej urody. Topolski pięknie przymierzył z rzutu wolnego z odległości 20 metrów i pokonał stojącego w bramce Lecha... swojego szwagra Piotra Mowlika. Adam Topolski, najlepszy obrońca Polski – śpiewali warszawscy fani” – czytamy w pomeczowej relacji „Przeglądu Sportowego” z maja 1980 roku.

Zdjęcie

Co ciekawe, przed spotkaniem drużyny Legii i Lecha przebywały w tym samym hotelu, co dziś wydaje się niemożliwe. „Wspólne przebywanie w hotelu dobrze służyło integracji. W dniu meczu, kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania, zawodnicy obu zespołów, Adam Topolski i Piotr Mowlik, wybrali się nawet na Jasną Górę. Rano postanowili, że pójdą na spacer do obrazu Matki Bożej. Niestety nie doszli, gdyż po drodze na ulicach Częstochowy nie było zbyt spokojnie” – wspominają tamte dni dziennikarze laczynaspilka.pl

 

Dla wielu właśnie mecz ten był początkiem warszawsko-poznańskiej świętej wojny, niestety bowiem równie dużo jak na murawie, działo się tamtego dnia poza boiskiem. Kibice obu klubów w wielu punktach miasta, a i na trybunach, nie zamierzali bowiem w spokoju dopingować swoich zespołów.

Zdjęcie

„Po jednej z przegranych bitew Napoleon przywołał generała, aby ten wytłumaczył przyczyny niepowodzeń. Po pierwsze – odpowiedział indagowany dowódca – nie mieliśmy armat, po drugie… Dziękuję, wystarczy – przerwał mu Napoleon. Otóż w sytuacji 'przegranego' generała znalazł się – w finale Pucharu Polski – poznański Lech. Po pierwsze nie miał armat, czyli takich strzelców jak Okoński i Kusto w Legii, po drugie brakło mu reżysera gry, a więc Napierały, wreszcie nie mógł jednak wystąpić główny egzekutor w Lechu – Skurczyński. Ale dodajmy z miejsca, iż nie jest to forma tłumaczenia Lecha za zdecydowaną porażkę z Legią, albowiem u jej podłoża leżała przede wszystkim doskonała gra Wojskowych. (...) XXV edycja piłkarskiego Pucharu Polski przeszła do historii. Legia wyrównała rekord zabrzańskiego Górnika, który 6-krotnie zdobywał to cenne trofeum. Legia miała na koncie 5 finałowych zwycięstw, szóste stało się faktem w Częstochowie” - pisze portal laczynaspilka.pl cytując fragment artykułu Jana Fiszera z dziennika „Sport”.

Zdjęcie

9 maja 1980 r., Stadion Miejski w Częstochowie, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa - Lech Poznań 5:0 (3:0)
Bramki: Kusto (24, 57), Okoński (35), Topolski (38), W. Sikorski (54)

 

Legia: Kazimierski – Janas, Topolski, Milewski, Załężny – Majewski, Kakietek, Baran, Kusto – Okoński, W. Sikorski

 

Lech: Mowlik – Pawlak, Szewczyk, Grześkowiak, Barczak – Krawczyk, Piekarczyk, Woliński (Grobelny), Stelmasiak – Chojnacki, Szpakowski (Marchlewicz)

 

Sędziował: Jerzy Kacprzak (Gdańsk), Widzów: 26000

7 Puchar Polski / 24 czerwca 1981 r. / Legia Warszawa - Pogoń Szczecin 1:0 (0:0, 0:0) pd

 

Wojskowi, 24 czerwca 1981 roku, zdobyli kolejny Puchar Polski. W finale rozegranym w Kaliszu podopieczni Ignacego Ordona wygrali z Pogonią Szczecin 1:0 po golu Adama Topolskiego. „Nasza Legia” w swojej relacji opisuje, że zdecydowanym faworytem finału był zespół Legii, jednak na boisku dzielni szczecinianie byli równorzędnym przeciwnikiem Wojskowych. Cały mecz był oczekiwaniem na gola, tymczasem na świetlnej tablicy przez 117 minut widniał rezultat 0:0. Dopiero na 120 sekund przed zakończeniem meczu kapitan Legii Adam Topolski strzelił celnie i Puchar Polski ponownie znalazł się w rękach piłkarzy Legii. „To chyba jeden z najbardziej dramatycznych finałów Pucharu Polski. Dopiero w dogrywce rutyna moich podopiecznych zatriumfowała. Pogoni należą się słowa uznania za wspaniałą postawę i waleczność charakteryzujące jej zawodników do ostatniej minuty tego fascynującego pojedynku” - powiedział po meczu trener Legii, Ignacy Ordon.

Zdjęcie

„Jako ciekawostkę należy dodać, że w 1981 roku Puchar Polski z Legią zdobył Mirosław Okoński. Ten sam zawodnik 11 miesięcy później ponownie triumfował w tych rozgrywkach, tym razem w barwach Lecha. Lechici pokonali w finale we Wrocławiu... Pogoń Szczecin. Zwycięskiego gola dla poznaniaków strzelił właśnie 'Okoń'. Warto dodać, że początkowo rozegranie finałowego spotkania PP w 1982 roku planowano na stadionie Legii, gdzie Portowcy mogliby liczyć na wsparcie kibiców Legii. Ostatecznie zdecydowano się na rozegranie meczu na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Mecz obejrzało 15 tysięcy kibiców” - pisze portal Legionisci.com.

Zdjęcie

24 czerwca 1981 r., Stadion Calisia w Kaliszu, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa - Pogoń Szczecin 1:0 (0:0, 0:0) pd
Bramka: Topolski (118)

 

Legia: Kazimierski – Topolski, Janas, Załężny (91' Sobczyński), Milewski – Baran, Majewski, Miłoszewicz, Kusto – Adamczyk, Okoński

 

Pogoń: Długosz (83' Szczech) - Stańczak, Kozłowski, Piekarczyk, Czepan - Włoch, Kasztelan, Wolski, Krupa (60' Szostakowski) - Stelmasiak, Turowski

 

Sędziował: Alojzy Jarguz (Olsztyn), Widzów: 12000

Zdjęcie

8 Puchar Polski / 24 czerwca 1989 r. / Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa 2:5 (1:3)

 

Jednym z najpiękniejszych finałów o Puchar Polski, jaki przeszedł do historii naszej piłki, był ten rozgrywany 24 czerwca 1989 roku w Olsztynie, w którym to Legia mierzyła się z Jagiellonią Białystok. Oto co o tym meczu napisała „Nasza Legia”: „Mecz finałowy Legia rozpoczęła w wielkim stylu. Już w 8. minucie po kapitalnym strzale Romana Koseckiego sektor z kibicami z Warszawy wybuchł niczym wulkan – 1:0 dla Legii! Od tego momentu na boisku panowała niepodzielnie drużyna Wojskowych. Po kolejnych minutach gry na 2:0 podwyższył Dariusz Dziekanowski. Dziewięć minut później gola na 3:0 zdobył nieuchwytny dla zawodników 'Jagi' Kosecki. W Olsztynie zapachniało pogromem, ale prowadząc trzema bramkami piłkarze Legii trochę przysnęli, co skrzętnie wykorzystali rywale zmniejszając rozmiary porażki na 1:3. Po przerwie ponownie Kosecki ograł kilku rywali i wyłożył piłkę Krzysztofowi Iwanickiemu, a ten kapitalnym strzałem podwyższył na 4:1. Po tej bramce nad stadionem rozległo się chóralne: 'Puchar jest nasz...!', które słuchać było chyba w całym Olsztynie. Jagiellonia walcząc do końca zdołała jeszcze strzelić drugiego gola, ale tego dnia ostatnie słowo miało należeć do Legii. I tak też się stało – Dziekanowski ustalił wynik meczu na 5:2. Kiedy rozległ się ostatni gwizdek sędziego, piłkarze przy śpiewie kibiców wykonali taniec radości. Kulminacja euforii nastąpiła w momencie, kiedy kapitan Legii Zbigniew Kaczmarek odebrał cenne trofeum i triumfalnie wzniósł je do góry”.

 

„Nie muszę chyba uzasadniać, że jestem bardzo szczęśliwy ze zdobycia pucharu, który parokrotnie wymykał nam się z rąk. (...) O Legii dosyć długo mówiło się jako o drużynie niespełnionych nadziei. Dzisiaj uzyskaliśmy wreszcie wartościowy sukces” - powiedział na konferencji prasowej ówczesny szkoleniowiec Wojskowych, Andrzej Strejlau.

Zdjęcie

Finał w Olsztynie – 24 czerwca 1989 roku – był też pożegnalnym meczem w barwach Legii Jana Karasia, występującego w stołecznym klubie na pozycji pomocnika. Karaś karierę rozpoczynał w Hutniku Nowa Huta. Do Wojskowych trafił w 1982 roku. Od początku stał się podstawowym zawodnikiem. Jeden z przedstawicieli super pokolenia. W ciągu siedmiu lat występów w stołecznym klubie ten wszechstronny i przede wszystkim bardzo dobrze wyszkolony technicznie zawodnik zaliczył 183 występy ligowe, strzelając dla Wojskowych 20 goli.

 

„24 czerwca nadszedł czas na finał Pucharu Polski, będącego równocześnie grą o awans do europejskich pucharów. Na stadionie Stomilu doszło do jednego z najlepszych spotkań o to trofeum. Pierwsi kibice Legii dotarli do Olsztyna o drugiej w nocy. Zamiast jednak szukać kwiatu paproci, miłośnicy CWKS poukładali się w miejskim parku i spokojnie... zasnęli. Jeden z olsztyńskich stróżów ładu i porządku tak to skomentował: 'Noc taka ciepła, niech śpią, nic im się nie stanie...'” - pisali z kolei dziennikarze Przeglądu Sportowego 26 czerwca 1989 roku.

Zdjęcie

24 czerwca 1989 roku, Stadion OSiR w Olsztynie, finał Pucharu Polski

Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa 2:5 (1:3)
Bramki: Kosecki (7, 28), Dziekanowski (19, 78), Iwanicki (53) – Leszczyk (31), J. Bayer (66)

 

Jagiellonia: Sowiński - Bartnowski, Lisowski, Ambrożej, Cylwik - Romaniuk (67' Szugzda), Czykier, Leszczyk, D. Bayer - J. Bayer, Michalewicz (67' Kulesza)

 

Legia: Robakiewicz - Kruszankin, Budka, Kaczmarek, Wdowczyk - Bąk (71' Łatka), Pisz (79' Jóźwiak), Karaś, Iwanicki - Dziekanowski, Kosecki

 

Sędziował: Krzysztof Perek (Poznań), Widzów: 20000

9 Puchar Polski / 17 czerwca 1990 r. / Legia Warszawa - GKS Katowice 2:0 (1:0)

 

Finał Pucharu Polski w roku 1990 został rozegrany 17 czerwca na Stadionie Wojska Polskiego w Łodzi, a zmierzyły się w nim Legia Warszawa i GKS Katowice. Trofeum po raz 9. w historii wywalczyli Wojskowi, którzy tym samym uzyskali prawo gry w - tak udanym dla nich (pamiętne mecze z Aberdeen, Sampdorią i Manchesterem Utd. oraz awans do półfinału) - Pucharze Zdobywców Pucharów w sezonie 1990/91.
Mimo różnicy w ligowej tabeli nie wskazano wówczas jednoznacznego faworyta meczu. Mecz zakończył się wygraną podopiecznych trenera Lucjana Brychczego 2:0, po golach Jacka Cyzio w 22. minucie oraz Romana Koseckiego w rzutu karnego na sześć minut przed końcem.

Zdjęcie

W drodze do finału legioniści pokonali kolejno Stal Stalową Wolę (1:0), Zagłębie Sosnowiec (1:0), Mieszka Gniezno (5:0 i 5:1) oraz Stal Mielec (2:0 i 2:2).

Zdjęcie

17 czerwca 1990 r., Stadion Widzewa w Łodzi, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa - GKS Katowice 2:0 (1:0)
Bramki: Cyzio (22), Kosecki (84, k.)

 

Legia: Szczęsny - Jóźwiak, Kaczmarek, Kruszankin, Kubicki - Bąk, Czykier, L. Pisz, Łatka (75' M. Pisz) - Cyzio, Kosecki

 

GKS: Jojko - Nazimiek, Szewczyk, Piekarczyk, Lesiak - Grzesik (70' Szlezinger), P. Świerczewski, Nawrocki, M. Świerczewski - Walczak (62' Strojek), Kubisztal

 

Sędziował: Roman Kostrzewski (Bydgoszcz), Widzów: 3000

Zdjęcie

10 Puchar Polski / 18 czerwca 1994 r. / Legia Warszawa – ŁKS Łódź 2:0 (0:0)

 

Legia Warszawa to rekordzista pod względem liczby triumfów w rozgrywkach Pucharu Polski. Stołeczny klub aż 19 razy wznosił puchar w górę w geście zwycięstwa. Miało to miejsce m.in. dwa razy z rzędu w latach 1994 i 1995. W pierwszym wspomnianym roku, po wygranych w ćwierćfinale z Hetmanem Zamość oraz półfinale z Górnikiem Zabrze, legioniści w finałowej potyczce mierzyli się - 18 czerwca 1994 roku - z ŁKS-em Łódź. Podopieczni Pawła Janasa, po golach Wojciecha Kowalczyka i Jerzego Podbrożnego, pokonali rywali 2:0, zdobywając jubileuszowy, 10. Puchar Polski w historii. „Bałem się rozluźnienia, ale po pierwszych piłkach już wiedziałem, że powinno być dobrze. Mówiłem chłopcom na treningach, aby nie grali nerwowo, byli bardziej spokojni, no i zrealizowali to założenie” - mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Wojskowych, Paweł Janas.

Zdjęcie

„'Legia na tronie, Legia w podwójnej koronie' – ten refren śpiewany od kilku tygodni na trybunach stadionu przy ul. Łazienkowskiej w Warszawie, doczekał się w sobotnie popołudnie swojego ucieleśnienia. Piłkarze Legii udowodnili ponad wszelką wątpliwość, że w sezonie 1993/94 byli na krajowych stadionach poza zasięgiem rywali” - pisze portal laczynaspilka.pl cytując słowa dziennikarza „Sportu” Andrzeja Kostyry.

Zdjęcie

18 czerwca 1994 r., Stadion Wojska Polskiego w Warszawie, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – ŁKS Łódź 2:0 (0:0)
Bramki: Kowalczyk (74), Podbrożny (86)

 

Legia: Robakiewicz – Jóźwiak, Kruszankin, Ratajczyk, Jałocha – Michalski, Pisz, Wędzyński, Fedoruk (72' Szeląg) – Podbrożny, Kowalczyk

 

ŁKS: Woźniak – Pawlak, Chojnacki, Bendkowski, Lenart – Podolski, Kaczówka (85' Dziedzic), Krysiak, Ambrożej – Cebula, Płuciennik (65' Soszyński)

 

Sędziował: Krzysztof Perek (Poznań), Widzów: 20000

11 Puchar Polski / 18 czerwca 1995 r. / Legia Warszawa – GKS Katowice 2:0 (1:0)

 

18 czerwca 1995 roku nastąpił kolejny triumf Wojskowych w finale Turnieju Tysiąca Drużyn. Po trudnych potyczkach i zwycięstwie nad Rakowem Częstochowa w ćwierćfinale po dogrywce i półfinale z Lechem Poznań, z którym wygrali w konkursie rzutów karnych, tym razem w finale czekał GKS Katowice. Drużyna ze Śląska nie była jednak równorzędnym rywalem dla legionistów i po golach Leszka Pisza oraz Jerzego Podbrożnego było 2:0.

Zdjęcie

Po meczu finałowym Pucharu Polski z GKS-em rozpoczęto modernizację stadionu. Drewniane ławki na trybunach zastąpiono plastikowymi krzesełkami, które znajdowały się tam aż do meczu ze Śląskiem Wrocław w 2008 roku, kiedy nastąpiło pożegnanie Żylety. Fani Legii zabrali wtedy większość siedzisk z trybuny odkrytej na pamiątkę. Wkrótce ekipa budowlana usunęła także krzesełka z obu łuków.

 

„Żadna ze stron nie zamierzała podjąć walki bez należytej asekuracji, bez próby wytrącenia przeciwnikom ich najpoważniejszych atutów. Rychło więc przy Piszu zobaczyliśmy zmieniających się Borawskiego i Widucha, za Podbrożnym podążał Węgrzyn, zaś Mięciela nie odstępował Maciejewski. Po drugiej stronie Mosór, zdający się być w wyjściowym ustawieniu czwartym obrońcą, okazał się aniołem stróżem Brzęczka, Jóźwiak krył młodego Karwana, natomiast Ratajczyk starał się ograniczać swobodę Pawłuszka. Te zabiegi taktyczne – a przecież inni zawodnicy też nie mieli nadmiaru 'luzu' – sprawiły, że nadrzędnym motywem spotkania stał się... bój. Twardy, zacięty, nieustępliwy. Trudno byłoby dociec, iż zawodnicy świadomie usiłowali zabiegać o uzyskanie przewagi niedozwolonymi środkami, ale przecież nierzadko padali na murawę, co powodowało przerwy, zakłócało dynamikę gry” - pisze portal laczynaspilka.pl przytaczając fragment artykułu, który ukazał się w katowickim „Sporcie”.

Zdjęcie

18 czerwca 1994 r., Stadion Wojska Polskiego w Warszawie, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – GKS Katowice 2:0 (1:0)
Bramki: Pisz (26), Podbrożny (90)

 

Legia: Szczęsny – Jóźwiak, Zieliński, Mosór, Ratajczyk (75' Michalski) – Lewandowski, Pisz, Mandziejewicz, Bednarz – Mięciel (65' Fedoruk), Podbrożny

 

GKS: Jojko – Węgrzyn, Maciejewski, M. Świerczewski, Widuch – Ledwoń, Wojciechowski (61' Kucz), Borawski, Brzęczek – Karwan (61' Sermak), Pawłuszek

 

Sędziował: Roman Kostrzewski (Bydgoszcz), Widzów: 17000

12 Puchar Polski / 29 czerwca 1997 r. / Legia Warszawa – GKS Katowice 2:0 (1:0)

 

W drodze do finału Wojskowi, prowadzeni wówczas przez jednego z członków legendarnej drużyny Jaroslava Vejvody i Edmunda Zientary – Władysława „Lachę” Stachurskiego, musieli pokonać cztery przeszkody. Dość niespodziewanie najtrudniejszą z nich okazała się ta pierwsza – Jeziorak Iława, z którym Legia Warszawa spotkała się w czwartej rundzie (pierwszej, w której występowała) rozgrywek. Grający na własnym boisku drugoligowiec postawił warszawskiej drużynie bardzo trudne warunki. Pomimo dość szybko zdobytej bramki przez Piotra Mosóra, mecz w regulaminowym czasie gry zakończył się remisem 1:1 i do rozstrzygnięcia rywalizacji potrzebna była dogrywka. W niej popisał dał młodziutki Marcin Mięciel, który dwukrotnie zdołał pokonać bramkarza gospodarzy, ustalając wynik spotkania na 3:1 dla legionistów.
W piątej rundzie na Legię czekał już odwieczny historycznie rywal – Górnik Zabrze. Śląski zespół przyjechał do Warszawy pełen nadziei na dobry wynik i wyeliminowanie Wojskowych z rozgrywek o prestiżowe trofeum. Spotkanie było wyrównane, jednak dzięki bramce „do szatni”, jaką strzelił Dariusz Solnica, zakończyło się zwycięstwem legionistów. Następnie na mecz ćwierćfinałowy do Warszawy przyjechała Pogoń Szczecin. Tym razem obyło się bez emocji. Legioniści świetnie rozpoczęli spotkanie, gdy w czwartej minucie wynik otworzył Tomasz Sokołowski. Kolejne bramki były już kwestią czasu, padły jednak dopiero w drugiej połowie. Dwukrotnie trafił Cezary Kucharski, a autorem ostatniego trafienia (z rzutu karnego) był Dariusz Czykier. Legia tego dnia nie pozostawiła rywalowi wielkich szans. Portowcy zdołali odpowiedzieć tylko jednym golem. 4:1 i półfinał dla Legii Warszawa stał się faktem. Półfinałowym przeciwnikiem Legii była jedna z rewelacji rozgrywek – Odra Wodzisław Śląski. Spotkanie zapowiadało się niezwykle interesująco, jednak legioniści dzięki dwóm bramkom w pierwszej połowie udowodnili, że są w stanie poradzić sobie z presją i dwoma bramkami rozstrzygnęli losy meczu. W drugiej połowie Dariusz Czykier podwyższył wynik meczu na 3:0 i wprowadził Legię do finału rozgrywek.

Zdjęcie

Finałowe spotkanie było dla legionistów świetną okazją do rehabilitacji, po tym jak wcześniej przegrali oni z Widzewem Łódź walkę o prymat w lidze. Ponadto, było rewanżem za starcie na tym samym poziomie dwa lata wcześniej. Wówczas decydujące o losów Pucharu spotkanie rozegrano w Warszawie i legioniści - po golach Pisza i Podbrożnego - wygrali je 2:0. W roku 1997 zmieniła się arena rywalizacji – tym razem piłkarze zagrali w Łodzi, nie zmienił się za to rezultat. Legioniści prowadzenie objęli w 41. minucie. Wówczas z lewej strony dośrodkował Paweł Skrzypek i Sylwester Czereszewski mocnym strzałem głową pokonał Mariusza Luncika. W drugiej połowie Legia nie pozwoliła GKS-owi na rozwinięcie skrzydeł, a dodatkowo w samej końcówce spotkania sama pokusiła się o bramkę, która rozwiała wszelkie wątpliwości, co do zwycięzcy. Wówczas po zamieszaniu i rykoszecie w polu karnym piłkę przejął Tomasz Sokołowski i mocnym strzałem pod poprzeczkę umieścił piłkę w siatce. Po meczu trofeum piłkarzom wręczał prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kolejny raz Puchar Polski pojechał do stolicy!

Zdjęcie

29 czerwca 1997 r., Stadion ŁKS w Łodzi, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – GKS Katowice 2:0 (1:0)
Bramki: Czereszewski (41), Sokołowski I (86)

 

Legia: Szamotulski – Jałocha, Zieliński, Kozioł, Skrzypek – Czereszewski, Sokołowski I, Czykier, Bednarz (61' Kacprzak) – Staniek, Kucharski

GKS: Luncik – Adamus, Widuch, Pęczak, Owczarek (55' Kucz) – Ledwoń, Wojciechowski, Karwan, Bała – Muszalik (65' Pikuta), Furtok (83' Polarz)

 

Sędziował: Zbigniew Przesmycki (Łódź), Widzów: 4000

13 Puchar Polski / 13 maja 2008 r. / Legia Warszawa – Wisła Kraków 0:0 (pd. k. 4:3)

 

Decydujący w finale strzał oddał Jakub Wawrzyniak, a bramkarz legionistów Jan Mucha obronił dwie „jedenastki”. Najlepszy piłkarz finału Roger Guerreiro w nagrodę otrzymał mercedesa, którego oddał na cele charytatywne. W pierwszych trzech seriach konkursu rzutów karnych nie pomylił się nikt. Bramki dla Legii zdobyli Wojciech Szala, Roger Guerreiro i Marcin Smoliński. Wisła odpowiedziała golami Arkadiusza Głowackiego, Marka Zieńczuka i Clebera. Choć w czasie meczu celowniki piłkarzy były mocno rozregulowane, „jedenastki” wykonywano perfekcyjnie. Do czasu jednak. Pierwszy pomylił się wiślak Jean Paulista, którego strzał wybronił Jan Mucha. Po nim do piłki podszedł Aco Vuković i... strzelił w poprzeczkę. Jako ostatni w ekipie Białej Gwiazdy do piłki podszedł Marcin Baszczyński. Mucha kolejny raz znakomicie interweniował, otwierając tym samym szansę przed Jakubem Wawrzyniakiem. To on miał wykonać decydujący rzut karny. I się nie pomylił! 4:3 dla Legii i trzynaste trofeum pojechało do stolicy.

Zdjęcie

„W lidze emocje skończyły się bardzo szybko, ale zostawały jeszcze Puchar Polski i Puchar Ekstraklasy. W obu legioniści musieli zmierzyć się z Wisłą i wychodzili z rywalizacji jako zwycięzcy. Najpierw spotkali się z Białą Gwiazdą w półfinale PE i na pewno nie byli faworytem rywalizacji. Szczególnie, że w pierwszym spotkaniu u siebie jedynie zremisowali (1:1). Na rewanż pod Wawel jechali jak na ścięcie, w bardzo osłabionym składzie. Urban zostawił w Warszawie kilku podstawowych piłkarzy, dając szansę gry młodym zawodnikom i tym, którzy ostatnio grali mniej. I ci przy odrobinie szczęścia dokonali cudu. Błażej Augustyn zagrał do Bartłomieja Grzelaka, który pobiegł na bramkę rywali. Strzelił mocno, ale niecelnie. Trafił jednak w bramkarza Marcina Juszczyka, po interwencji którego piłka wpadła do bramki. Byliśmy świadkami niespodzianki. Graliśmy z Wisłą na jej terenie, przyjechaliśmy z zespołem, w którym było dużo młodzieży. Zwycięstwo cieszy, zawodnicy zasłużyli na pochwałę, wracamy do Warszawy w lepszych nastrojach – mówił Urban (Archiw. A.D.). Finał tych rozgrywek kończył sezon 2007/08. Legia zagrała jeszcze z Groclinem Dyskobolią w Grodzisku Wielkopolskim, ale formalnym gospodarzem spotkania był stołeczny zespół. Drużyna zawiodła. Do przerwy straciła trzy bramki, w drugiej połowie kolejną. Rozmiary porażki zmniejszył w 2. min doliczonego czasu Aleksandar Vuković. Popatrzmy na całokształt sezonu, który mimo wszystko był dla nas udany. A o tym spotkaniu musimy jak najszybciej zapomnieć – mówił zdobywca gola (Archiw. A.D.). Cztery dni wcześniej Serb był w zupełnie innym nastroju. Jako kapitan wyprowadzał drużynę na finałowe spotkanie o Puchar Polski z Wisłą, rozgrywane w Bełchatowie. To był mecz walki – jak ładnie określa się spotkania, w których obie drużyny przede wszystkim nie chcą stracić bramki. Nieco lepiej grała Legia, która była zdecydowanie bliżej wygranej, ale szwankowała skuteczności Takesure Chinyamy i Bartłomieja Grzelaka. Padł bezbramkowy rezultat, dogrywka także nie przyniosła rozstrzygnięcia. Przed serią rzutów karnych, które miały wyłonić triumfatora, przeprowadzono głosowanie na najlepszego piłkarza meczu. Wygrał Roger Guerreiro, który wrócił do stolicy bogatszy o mercedesa klasy C. Ale bohaterem spotkania został Jan Mucha. Po trzech seriach rzutów karnych było 3:3. W końcu Słowak zatrzymał strzał Jeana Paulisty, ale Vuković trafił w poprzeczkę. W ostatniej serii strzelali boczni obrońcy: Marcin Baszczyński i Jakub Wawrzyniak. Mucha fantastycznie obronił strzał tego pierwszego, a legionista oszukał Mariusza Pawełka i zdobył bramkę na wagę 13. Pucharu Polski. Legioniści cieszyli się jak dzieci. Karnych nie można wybronić, można je źle strzelić. Zawodnicy Wisły nie wytrzymali presji i to zadecydowało. Zawsze czekam do końca, to moja zasada. Wygraliśmy, to jest najważniejsze. Walczyliśmy od początku do końca jako drużyna – mówił Mucha (Archiw. A.D.). Podchodziłem do karnego na dużym spokoju. Byłem przekonany, że zdobędę bramkę. Do końca czekałem na ruch bramkarza. Jak go wykonał, opuściłem głowę i strzeliłem w drugi róg. Mieliśmy świadomość, że w lidze Wisła zdeklasowała wszystkich, podrażniła naszą ambicję. Chcieliśmy pokonać ją trzeci raz w sezonie i to się udało – dodawał Wawrzyniak (Archiw. A.D.)” - czytamy w Księdze Stulecia Legii.

Zdjęcie

13 maja 2008 r., Stadion GKS w Bełchatowie, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa – Wisła Kraków 0:0 (pd. k. 4:3)

 

Legia: Mucha - Szala, Astiz, Choto, Wawrzyniak - Radović, Vuković, Roger, Rybus (80' Majkowski) - Grzelak (84' Borysiuk), Chinyama (112' Smoliński)

 

Wisła: Pawełek - Baszczyński, Głowacki, Cleber, Pi. Brożek - Łobodziński (60' Jirsak), Sobolewski, Cantoro, Zieńczuk - Boguski (99' Diaz), Matusiak (46' Paulista)

 

Sędziował: Grzegorz Gilewski (Radom), Widzów: 5000

Zdjęcie

14 Puchar Polski / 3 maja 2011 r. / Lech Poznań – Legia Warszawa 1:1 (1:0) k. 4:5

 

3 maja 2011 roku piłkarze Legii zdobyli w Bydgoszczy Puchar Polski po zwycięstwie nad Lechem Poznań w rzutach karnych 5:4. W sezonie 2010/11 nowy szkoleniowiec Wojskowych Maciej Skorża miał stworzyć drużynę, która zdominuje ekstraklasę – dokonano wielu transferów, oddano także do użytku nowy stadion. Ligę Legia zakończyła jednak na trzecim miejscu, triumf w Bydgoszczy miał być więc swoistym pucharem pocieszenia. W drodze do finału legioniści pokonali Pogoń Szczecin (1:0, po golu Kucharczyka), Śląsk Wrocław (2:1, po dwóch bramkach Szałachowskiego), Ruch Chorzów (1:1 – strzelcem gola Komorowski i 2:0 – dwa gole Vrdoljaka) oraz Lechię Gdańsk (1:0 po golu Kucharczyka oraz 4:0 – po trafieniach Radovicia, Vrdoljaka, Kucharczyka i jednym samobójczym).

Zdjęcie

W finale, po golach Injaca i Manu w regulaminowym czasie gry, o zwycięstwie decydowały rzuty karne. W Legii do wykonywania „jedenastek” wyznaczeni zostali: Cabral, Komorowski, Vrdoljak, Rzeźniczak oraz Wawrzyniak. Już w pierwszej serii bohaterem stał się warszawski bramkarz Wojciech Skaba, który obronił strzał Bartosza Bosackiego. Jak się później okazało, był to jedyny niewykorzystany rzut karny w tym spotkaniu. Legia zdobyła 14. puchar w historii klubu.

Zdjęcie

3 maja 2011 r., Stadion im. Zdzisława Krzyszkowiaka w Bydgoszczy, finał Pucharu Polski

Lech Poznań – Legia Warszawa 1:1 (1:0) k. 4:5
Bramki: Injac (29) – Manu (66)

 

Lech: Kotorowski – Wojtkowiak, Bosacki, Wołąkiewicz, Henriquez – Kriwiec (103' Mikołajczak), Injac (68' Stilić), Durdević, Murawski, Wilk (75' Kiełb) – Rudnevs

 

Legia: Skaba – Rzeźniczak, Choto (76' Cabral), Astiz (46' Komorowski), Wawrzyniak – Manu, Borysiuk, Vrdoljak, Radović, Rybus (58' Kucharczyk) – Hubnik

 

Sędziował: Paweł Gil (Lublin), Widzów: 16500

15 Puchar Polski / 24 kwietnia 2012 r. / Legia Warszawa - Ruch Chorzów 3:0 (2:0)

 

W meczu finałowym rozegranym na stadionie Korony w Kielcach legioniści pokonali Niebieskich 3:0 i po raz 15. w swojej historii zdobyli Puchar Polski. Wojskowi tym samym obronili trofeum zdobyte rok wcześniej. Podopieczni Macieja Skorży byli skuteczniejsi i lepiej przygotowani do tego spotkania od rywali, choć nie byli zdecydowanym faworytem. Piłkarze Ruchu nie sprawili jednak drużynie z Warszawy większych kłopotów. Mecz ustawiła szybko zdobyta przez Wojskowych bramka - już pierwsza groźna akcja przyniosła im prowadzenie. Autorem gola w ósmej minucie był Danijel Ljuboja, a tuż przed przerwą po pięknej akcji całego zespołu i dokładnym zagraniu Michała Żyro, Miroslav Radović posłał piłkę po raz drugi do bramki rywali. W drugiej odsłonie piłkarze z Chorzowa osiągnęli przewagę, ale Andrzej Niedzielan strzelał z najbliższej odległości fatalnie – albo niecelnie, albo świetnie interweniował Dusan Kuciak. W 56. minucie meczu legioniści podwyższyli rezultat po strzale Michała Żyro i było praktycznie po meczu.

Zdjęcie

Warszawianie bez wątpienia rozegrali wówczas najlepszy mecz w tamtym roku. W finale przesądziły indywidualności, których Ruch tego dnia nie posiadał. „Cieszę się, że udało nam się obronić ten puchar. To był chyba nasz najlepszy mecz w tej rundzie. Rok temu, po wygranej w finale Pucharu Polski z Lechem, wygraliśmy już wszystkie pozostałe spotkania w lidze i mam nadzieję, że taka sytuacja powtórzy się również i teraz. Nie można już kalkulować, musimy pokonać każdego kolejnego rywala. Dzisiejszego wieczora zagraliśmy bardzo dobre zawody, jednak trzeba dodać, iż Ruch nie zaprezentował się z najlepszej strony. Po końcowym gwizdku nie było może u nas widać tak dużej radości jak rok temu, ponieważ wszyscy musimy pamiętać, że czekają na nas jeszcze bardzo ciężkie pojedynki w ekstraklasie” – powiedział po meczu Miroslav Radović. Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała plany legionistów...

 

„Nieudana końcówka sezonu była tym bardziej zaskakująca, że Legia w świetnym stylu wygrała finałowy mecz o Puchar Polski z Ruchem Chorzów (3:0). Żartowano, że Niebiescy nie przyjechali do Kielc, bo legioniści kompletnie ich zdominowali, nie przemęczając się, strzelili trzy gole i 15. raz w historii sięgnęli po trofeum. Pierwszą bramkę zdobył Ljuboja, następnie do bramki rywali trafił Radović, a wynik ustalił na początku drugiej połowy Michał Żyro, który wcześniej kilka razy spudłował. I tak był bohaterem, bo asystował przy golach kolegów. Wróciłem po kontuzji, wypocząłem i czułem się bardzo dobrze – mówił zawodnik (Archiw. A.D.). Mało kto okazywał wielką radość ze zdobycia trofeum, bo każdy z piłkarzy miał świadomość, że podstawowy cel jest inny. Zagraliśmy najlepszy mecz w tej rundzie. Rok temu po wygranej w finale z Lechem zwyciężyliśmy we wszystkich pozostałych spotkaniach. Liczę, że teraz będzie podobnie – mówił Radović (Archiw. A.D.), nie zdając sobie sprawy, jak bardzo jest w błędzie” - czytamy w Księdze Stulecia Legii.

Zdjęcie

24 kwietnia 2012 r., Stadion Miejski w Kielcach, finał Pucharu Polski

Legia Warszawa - Ruch Chorzów 3:0 (2:0)
Bramki: Ljuboja (8), Radović (41), Żyro (56)

 

Legia: Kuciak - Jędrzejczyk, Żewłakow (87' Wolski), Astiz, Wawrzyniak (70, Kiełbowicz) - Kucharczyk, Vrdoljak, Gol, Radović - Żyro (83' Rzeźniczak), Ljuboja

 

Ruch: Pesković - Burliga, Grodzicki, Stawarczyk, Szyndrowski (46 Grzyb) - Zieńczuk, Malinowski (33' Lisowski), Straka, Jankowski - Janoszka, Niedzielan (57' Abbot)

 

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok), Widzów: 10000

16 Puchar Polski / 2 i 8 maja 2013 r. (dwumecz) / Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 0:2 (0:2) i 1:0 (1:0)

 

W sezonie 2012/13 o zdobyciu Pucharu Polski decydował dwumecz. W pierwszym spotkaniu, rozegranym 2 maja, piłkarze Legii pokonali we Wrocławiu zespół Śląska 2:0, po dwóch trafieniach skutecznego w tamtym sezonie Marka Saganowskiego. Rewanż – rozgrywany przy komplecie publiczności, która zasiadła 8 maja na stadionie przy Łazienkowskiej – miał być więc dla gospodarzy formalnością. W efekcie okazał się meczem słabym i... bardzo nerwowym w wykonaniu Wojskowych, którzy już w pierwszej akcji strzelili samobójczego gola za sprawą kapitana Michała Żewłakowa. Tak o tamtym spotkaniu pisali dziennikarze portalu eurosport.onet.pl: „Miało być dość lekko, dość łatwo i dość przyjemnie. Przed rewanżowym spotkaniem finału rozgrywek o Puchar Polski praktycznie wszystko wyglądało dla Legii znakomicie. Niespełna tydzień temu we Wrocławiu jedenastka z Łazienkowskiej wygrała 2:0, a obie bramki zdobył Marek Saganowski. Na dodatek w weekend warszawianie pokonali w Ekstraklasie Lechię i utrzymali prowadzenie w tabeli (...) W atmosferę piłkarskiego święta kapitalnie wpisali się kibice. Niezwykle efektowna kartoniada przed rozpoczęciem widowiska na długo zapadnie w pamięci kibiców i piłkarzy. Tymczasem mecz praktycznie jeszcze dobrze się nie rozpoczął, a goście prowadzili. Niepotrzebnie dryblował w okolicy pola karnego Tomasz Jodłowiec. Zawodnik, który w przerwie zimowej trafił do Legii właśnie ze Śląska, stracił piłkę. Dopadł do niej Sebastian Mila. Choć dośrodkowanie nie było mocne, błąd popełnili obrońcy i bramkarz gospodarzy. Zabrakło komunikacji, czego efektem był samobójczy gol Michała Żewłakowa. (...) Ostatecznie ludzie Urbana dowieźli wynik do końca i mogli się cieszyć z trofeum”.

Zdjęcie

„Mówiłem na ostatniej konferencji, że w polskiej lidze dzieją się cuda. Wszystko może się zdarzyć i skomplikować, ale nie spodziewaliśmy się tak szybkiej straty bramki. Po golu, wkradła się w naszą grę nerwowość. Michał Żewłakow popełnił błąd, ale cale szczęście, że 'Żewłak' wybił piłkę po lobie Ćwielonga, czym zrehabilitował się za samobója. Finały gra się po to żeby wygrać. Zwycięstwo w pucharze jest – zaoferowaliśmy też emocje, ale nie będziemy się doszukiwać dobrego stylu gry, wiemy że nie wyglądało to tak jak powinno” - stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej trener Legii, Jan Urban.

Zdjęcie

2 maja 2013 r., Stadion Miejski we Wrocławiu, finał Pucharu Polski – 1 mecz 

Śląsk Wrocław – Legia Warszawa 0:2 (0:2)
Bramki: Saganowski (32, 44)

 

Śląsk: R. Gikiewicz – Socha (83' Ostrowski), Kowalczyk, Wasiluk, Pawelec – Sobota, Kaźmirczak (53' Ł. Gikiewicz), Stevanović (87' Więzik), Mila, Ćwielong (87' Ł. Gikiewicz) – Mouloungui (46' Cetnarski).

 

Legia: Skaba – Jędrzejczyk, Jodłowiec, Astiz, Suler – Kucharczyk, Vrdoljak, Furman, Brzyski (84' Jagiełło), Dwaliszwili – Saganowski (77' Łukasik).

 

Sędziował: Szymon Marciniak (Płock), Widzów: 35712

 

8 maja 2013 r., Stadion Wojska Polskiego w Warszawie, finał Pucharu Polski – 2 mecz

Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 0:1 (0:1)
Bramka: Żewłakow (2, sam.)

 

Legia: Skaba - Jędrzejczyk, Żewłakow, Jodłowiec, Suler - Kosecki, Vrdoljak, Gol (33, Łukasik), Dwaliszwili, Brzyski (74' Radović) - Saganowski (87' Furman)

 

Śląsk: R. Gikiewicz - Socha, Grodzicki, Kokoszka, Ostrowski - Sobota, Kowalczyk, Stevanović (87' Ł. Gikiewicz), Mila - Ćwielong (87' Więzik), Cetnarski (65' Patejuk)

 

Sędziował: Paweł Gil (Lublin), Widzów: 29416

Zdjęcie

17 Puchar Polski / 2 maja 2015 r. / Lech Poznań - Legia Warszawa 1:2 (1:1)

 

Z kolei 2 maja 2015 roku Legia Warszawa pokonała pod wodzą Henninga Berga Lecha Poznań na Stadionie Narodowym 2:1, po golach Tomasza Jodłowca oraz Marka Saganowskiego i po raz 17. w swojej historii zdobyła Puchar Polski. „Zanim jeszcze mecz się rozpoczął, nie zabrakło niespodzianki w składzie Legii - Orlando Sa zabrakło bowiem nawet na ławce rezerwowych. Okazało się, że Portugalczyk narzekał na uraz, podobnie jak Dominik Furman, który ciągle odczuwa skutki brutalnego ataku Michała Janoty z końcówki środowego spotkania z Pogonią Szczecin. (...) Pierwszy gwizdek sędziego poprzedziły kartoniady zaprezentowane przez kibiców obydwu drużyn oraz hymn narodowy, które jeszcze bardziej podniosły rangę finałowego starcia. Poziom decybeli ogłuszał i bez wątpienia oglądaliśmy wyjątkowe w skali kraju futbolowe wydarzenie. Co na boisku? Na początku Legia i Lech - zgodnie z przewidywaniami trenerów - się badały, ale między 10. a 12. minutą dwa razy do głosu doszli poznaniacy. (...) W 20. minucie Douglas wrzucał z rzutu wolnego z prawej strony, a piłkę do własnej bramki wbił Tomasz Jodłowiec. Chwilę później mogło być już 2:0, ale Kuciak wygrał pojedynek sam na sam z Sadajewem. Mimo że nasza gra nie wyglądała najlepiej, to Legii udało się szybko wyrównać. Znowu stały fragment gry i znowu... 'Jodła'! Tym razem środkowy pomocnik Wojskowych trafił jednak do właściwej bramki, kończąc dośrodkowanie Brzyskiego z rzutu rożnego. A zatem mecz rozpoczynał się od nowa. Trener Berg dość szybko zareagował na słabą grę swoich podopiecznych zmianą, wprowadzając na boisko Michała Żyrę za Guilherme. (...) Przed przerwą więcej bramek już nie padło. (...) Mieliśmy nadzieję, że w drugiej części spotkania zobaczymy inną Legię - tak jak miało to miejsce chociażby w środę przeciwko Pogoni. I tak właśnie było! Legia przez całą drugą połowę nie pozwoliła lechitom stworzyć żadnego zagrożenia pod swoją bramką, a w 55. minucie Markowi Saganowskiemu udało się strzelić upragnionego gola, który dał mistrzom Polski prowadzenie 2:1. Nasi piłkarze już go nie oddali i po 95-minutowym boju cieszyli się ze zdobycia 17. Pucharu w historii klubu!” - pisaliśmy w 2015 roku na Legia.com.

Zdjęcie

„W przerwie Berg musiał do tego jeszcze zdecydowanie zareagować, by uspokoić grę zespołu niepotrafiącego sobie poradzić z wymiennością pozycji rywali, ich szybkością w ataku. I kibice na Stadionie Narodowym zobaczyli dwa oblicza Legii – ligową, czyli chaotyczną i nerwową, niepokazującą własnej przewagi nad innymi zespołami w kraju; oraz europejską, czyli górującą myśleniem, taktyką oraz spokojem przy piłce. Ta różnica, a może styl, w jakim zaledwie piętnaście minut przerwy wystarczyło na odmianę zespołu, powinno być bardziej istotnym wpisem do CV Henninga Berga niż samo trofeum. Dla niego to był pierwszy finał w szkoleniowej karierze, a już udowodnił, że takimi meczami potrafi zarządzać nawet w chwili oczywistego kryzysu jego zespołu. To cecha, która każe myśleć o Norwegu jako o osobie prowadzącej Legię jeszcze przez kilka lat i kilka kolejnych finałów” - czytamy na portalu laczynaspilka.pl, który cytuje dziennikarza sport.pl, Michała Zachodnego.

Zdjęcie

2 maja 2015 roku, Stadion PGE Narodowy w Warszawie, finał Pucharu Polski

Lech Poznań - Legia Warszawa 1:2 (1:1)
Bramki: Jodłowiec (20, sam.) - Jodłowiec (29), Saganowski (55)

 

Lech: Gostomski - Kędziora, Kamiński, Arajuuri, Douglas - Trałka, Linetty (68' Jevtić) - Kownacki, Hamalainen, Pawłowski (79' Keita) - Sadajew (72' Formella)

 

Legia: Kuciak - Broź, Rzeźniczak, Astiz, Brzyski - Vrdoljak, Jodłowiec - Guilherme (36' Żyro, 90' Kosecki), Duda (79' Masłowski), Kucharczyk - Saganowski

 

Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz), Widzów: 45000

18 Puchar Polski / 2 maja 2016 r. / Lech Poznań - Legia Warszawa 0:1 (0:0)

 

Dwa lata wcześniej, 2 maja 2016 roku, Legia Warszawa pod wodzą Stanisława Czerczesowa pokonała Lecha Poznań 1:0 i po raz 18. w historii zdobyła trofeum Turnieju Tysiąca Drużyn. Jedynego gola finału strzelił w 69. minucie Aleksandar Prijović. „Już od pierwszych sekund tempo meczu było bardzo wysokie, a żadna z drużyn nie kalkulowała. Pierwszą okazję do zdobycia bramki mieli lechici, już w 4. minucie, gdy Trałka 'zebrał' piłkę po rzucie rożnym tuż przed polem karnym, a ta po jego mocnym strzale uderzyła w słupek. W 14. minucie sam przed Malarzem znalazł się Lovrencsics, ale jak spod ziemi wyrósł Pazdan i zablokował jego potężne uderzenie. W pierwszym kwadransie najgroźniej pod bramką Lecha było natomiast w 11. minucie, kiedy z ponad 20 metrów huknął Nikolić, a Burić z najwyższym trudem wybił piłkę na rzut rożny. Obok widowiska na boisku, show odbywał się także na trybunach, gdzie na wyjście piłkarzy kibice Legii przygotowali dwustronną oprawę - '1916 Ludzie starej daty/Ultras CWKS'. Doping dziesięciu tysięcy kibiców Wojskowych zgromadzonych na trybunie ultras był niewiarygodnie głośny! Między 25. a 32. minutą legioniści zamknęli lechitów na ich własnej połowie, gnietli, ale nie udało im się stworzyć sytuacji na tyle klarownej, aby strzelić gola. (...) Drugą część spotkania obydwie drużyny rozpoczęły bez zmian w składach. W 51. minucie bardzo groźną akcję przeprowadzili lechici. Z prawego skrzydła dokładne, płaskie dośrodkowanie dostał Pawłowski, który miał przed sobą już tylko Malarza. Nasz bramkarz popisał się jednak kapitalną i ofiarną interwencją, po której potrzebował pomocy lekarzy. Na szczęście mógł kontynuować grę. Potem tempo gry jednak 'siadło'. (...) W 69. minucie 'Prijo' był już jednak nie do zatrzymania! W zamieszaniu po rzucie rożnym w pole karne wpadł z lewej strony wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Guilherme, a próbujący go powstrzymać Linetty idealnie dośrodkował do Prijovicia. Ten sprytnym strzałem piętą z powietrza nie dał żadnych szans Buriciowi. Legia prowadziła 1:0! (...) Wojskowi zwyciężyli 1:0 i po raz 18. w historii sięgnęli po Puchar Polski!” - pisaliśmy w maju 2016 roku na Legia.com.

Zdjęcie

„Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania każdy kto w poniedziałek przebywał w Warszawie mógł przekonać się, że z prestiżem rozgrywek o Puchar Polski wszystko jest w porządku. Tysiące kibiców Legii przemaszerowało spod stadionu przy ulicy Łazienkowskiej na PGE Narodowy. Do stolicy przybyła też liczna grupa fanów Kolejorza. Wspaniałe widowisko na trybunach rozpoczęło się zanim sędzia gwizdnął po raz pierwszy. Efektowne oprawy (choć dym z rac unosił się nad stadionem jeszcze dobre kilkanaście minut), głośny doping, na trybunach m.in. prezydent Andrzej Duda, a na boisku dwie najlepsze drużyny poprzedniego sezonu... Dzięki takim finałom 2 maja spokojnie można było ogłosić świętem nie tylko polskiej flagi, ale też piłki nożnej” - piszą dziennikarze portalu laczynaspilka.pl cytując Tomasza Dębka z polskatimes.pl

Zdjęcie

2 maja 2016 r., Stadion PGE Narodowy w Warszawie, finał Pucharu Polski

Lech Poznań - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
Bramka: (Prijović 69)

 

Lech: Burić - Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Kadar - Lovrencsics (90' Jóźwiak), Linetty, Trałka (79' Gajos), Tetteh, Pawłowski - Kownacki (88' Jevtić)

 

Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Lewczuk, Pazdan, Hlousek - Duda (67' Guilherme), Borysiuk, Jodłowiec, Kucharczyk - Prijović (90' Hamalainen), Nikolić (83' Aleksandrow)

 

Sędziował: Szymon Marciniak (Płock), Widzów: 48563

19 Puchar Polski / 2 maja 2018 r. / Arka Gdynia - Legia Warszawa 1:2 (0:2)

 

2 maja 2018 roku Wojskowi wygrali 2:1 z Arką Gdynia i sięgnęli po 19. Puchar Polski w historii. Bramki dla warszawskiej ekipy zdobyli Jarosław Niezgoda oraz Cafu. Legioniści zdecydowanie przeważali przez cały mecz, a rywale gola strzelili w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Trenerem Legii był Dean Klafurić. „Wojskowi podchodzili do finału podbudowani passą trzech wygranych z rzędu, natomiast Arka znajdowała się w sporym kryzysie. Tę różnicę było widać praktycznie od pierwszej minuty meczu. Początkowo gdynianie stawiali opór, starali się sprowadzić grę do poziomu walki w środkowej strefie. Wojskowi przeważali jednak dzisiaj w każdym aspekcie, co udowodnili już w 12. minucie trafieniem Jarosława Niezgody. Polak wykorzystał znakomite dośrodkowanie Domagoja Antolicia z prawej strony i zamknął akcję celnym strzałem głową. Lepszego rozpoczęcia finału nie można było sobie wymarzyć. Podopieczni Ojrzyńskiego dochodzili do zagrożenia jedynie po stałych fragmentach gry, przede wszystkim długich wyrzutach z autu. Niedostatki w umiejętnościach starali nadrabiać walką, ale nie przynosiło to efektu przy dobrze dysponowanych legionistach. Wojskowi dobrze operowali piłką, w pełni zdominowali środkową strefę. Błyszczał Miro Radović, który popisywał charakterystycznymi dla siebie zwodami. Największe zagrożenie Legia tworzyła po akcjach prawą stroną, na której bardzo wysoko grał nominalny obrońca Marko Vesović. Legia potwierdziła dominację i 'zabiła' mecz w 29. minucie, kiedy gola strzelił Portugalczyk Cafu. (...) Patrząc na przebieg pierwszej połowy, można było spodziewać się bardziej kolejnych trafień świetnie dysponowanych Wojskowych aniżeli odrobienia strat przez Arkę. W drugiej połowie obraz meczu nie zmienił się. Legia w pełni kontrolowała przebieg spotkania, czasami oddając inicjatywę gdynianom w nadziei na kontratak. W 70. minucie kibice naszego klubu mogli zadrżeć po brutalnym faulu Grzegorza Piesio na Sebastianie Szymańskim. 19-latek w końcu jednak podniósł się o własnych siłach, a zawodnik Arki otrzymał za to zagranie czerwoną kartkę. Po tym zdarzeniu jasne stało się, że Wojskowi utrzymają korzystny wynik. (...) Mimo momentami miażdżącej przewagi Wojskowi ostatecznie nie podwyższyli wyniku, gola kontaktowego w dziewiątej minucie doliczonego czasu gry strzelił za to Dawid Sołdecki. Na odrobienie strat było jednak zdecydowanie za późno. Legioniści wygrali ostatecznie 2:1 i po raz 19. w historii sięgnęli po Puchar Polski” - pisaliśmy w 2015 roku na Legia.com.

Zdjęcie

„Leszek Ojrzyński dość niespodziewanie posłał do boju Marcina Warcholaka na lewej stronie obrony Arki. Wszystko, co najgorsze dla gdyńskiej ekipy, miało swój początek właśnie z jej lewej strony: piłkarze Legii kręcili Warcholakiem jak przedszkolną karuzelą, dwa dośrodkowania w pole karne zamieniły się w dwa gole i w zasadzie nie było czego zbierać” - pisał z kolei na łamach sportowefakty.wp.pl dziennikarz Paweł Kapusta.

Zdjęcie

2 maja 2018 r., Stadion PGE Narodowy w Warszawie, finał Pucharu Polski

Arka Gdynia - Legia Warszawa 1:2 (0:2)
Bramki: Sołdecki (90+9) - Niezgoda (12), Cafu (29)

 

Arka: Steinbors - Warcholak, Helstrup, Marcjanik, Zbozień - Nalepa (73' Marciniak), Bohdanov (46' Piesio), Sołdecki, Da Silva - Szwoch - Jankowski (46' Siemaszko)

 

Legia: Cierzniak - Hlousek, Pazdan, Remy, Vesović - Cafu, Philipps, Antolić - Radović (66' Szymański), Niezgoda (74' Hamalainen), Kucharczyk (90' Eduardo)

 

Sędziował: Piotr Lasyk (Bytom), Widzów: 47037

Pierwszy zwycięski dla Legii finał rozgrywek o Puchar Polski odbył się niemal siedem dekad temu - w roku 1955. Ostatni przed pięcioma laty - w roku 2018. Przez ten czas piłkarze z Łazienkowskiej rozegrali tych finałów 25 (wliczając rok 1952, kiedy to w szranki z Polonią Warszawa stanęli formalnie zawodnicy rezerw naszego klubu). Trofeum legioniści wznosili w górę 19-krotnie, wygrywając bezpośrednio 16 spotkań, trzy zaś remisując i rozstrzygając losy meczu w rzutach karnych. Tylko sześć razy (w tym raz po konkursie „jedensatek”) schodzili z boiska jako pokonani. Legioniści mogą się pochwalić nad wyraz korzystanym bilansem finałowych goli - strzelili ich 46, stracili zaś 19. W ostatnich trzech finałach z udziałem Legii na PGE Narodowym, górą byli piłkarze ze stolicy, pokonując kolejno Lecha Poznań (2:1 i 1:0) oraz Arkę Gdynia (2:1). Ciekawostką jest fakt, że na swojej, stołecznej ziemi, legioniści tylko raz przegrali finałowe spotkanie Turnieju Tysiąca Drużyn (w 2013 roku ze Śląskiem Wrocław 0:1), ale i tak wznieśli w górę trofeum, dzięki zwycięstwu w pierwszym spotkaniu 2:0. Resztę spotkań wygrali, choć zwycięstwo z Lechem 1:0 w roku 2004 okazało się pyrrusowym, gdyż w pierwszym spotkaniu to poznaniacy zwyciężyli 2:0 i oni ostatecznie wznosili w górę trofeum przy Ł3. Ogółem - czy to na Stadionie Legii, Dziesięciolecia, czy stojącym dziś na jego miejscu PGE Narodowym - Wojskowi rozegrali 10 (z 25) finałowych potyczek w krajowym pucharze. Mamy nadzieję, że wtorkowe spotkanie z Rakowem Częstochowa, będzie 20. triumfem w historii klubu w tych rozgrywkach. Legioniści są niekwestionowanym liderem, wręcz hegemonem, jeśli chodzi o liczę zdobytych trofeów - mają ich na swoim koncie 19. Drugi jest Górnik Zabrze (sześć), trzeci zaś poznański Lech (pięć). Raków Częstochowa ma w swoich gablotach dwa PP). Początek meczu Legia - Raków 2 maja, o godz. 16:00, na PGE Narodowym!

ZdjęcieZdjęcie
Udostępnij

Autor

Janusz Partyka

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.