Michał Karbownik: Nie chcę być wyłącznie „rekordem” - Legia Warszawa
Plus500
Michał Karbownik: Nie chcę być wyłącznie „rekordem”

Michał Karbownik: Nie chcę być wyłącznie „rekordem”

Michał Karbownik opowiada w rozmowie z Legia.com o swojej przyjaźni z Maćkiem Rosołkiem, o dorastaniu w środowisku starszych chłopaków. Obrońca przyznaje też, jak dużą rolę w jego karierze odegrał Artur Jędrzejczyk i dlaczego sam nie widzi się w roli kapitana. Zapytaliśmy też o przyszłość w Legii i reprezentacji Polski.

Autor: Przemysław Gołaszewski

Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Przemysław Gołaszewski

Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa

Legia.com: - Jak to możliwe, że tak nieśmiały i spokojny człowiek zamienia się na boisku w tak przebojowego i odważnego piłkarza?
Michał Karbownik: - Myślę, że to bardzo dobra cecha (śmiech). Właśnie to jest w piłce piękne, że nie trzeba być poza boiskiem bestią, żeby pokazać to na murawie. Zdecydowanie wolę wykazać się podczas meczu, niż błyszczeć gdzieś poza stadionem.

 

- Często mówi się, że zawodnicy na boisku pokazują swoje prawdziwe oblicze, więc jakim tak naprawdę człowiekiem jest Michał Karbownik?
- Spokojnym i ułożonym chłopakiem. Pracowitym, który cały czas chce się uczyć nowych rzeczy i nieustannie rozwijać.

 

- Maciej Rosołek powiedział mi, że w bursie prawie nigdy się nie odzywałeś i unikałeś ludzi. To prawda, czy chcesz zdementować te informacje? 
- Może tak bym tego nie ujął (śmiech). Prawdą jest, że nie odczuwałem potrzeby zbyt wielu rozmów, ale z najbliższymi mi osobami zawsze utrzymywałem dobry kontakt. Nie zgodzę się jednak, że unikałem ludzi (śmiech).

Zdjęcie

- W Akademii nauczyłem się wielu rzeczy. Rozwinąłem jako człowiek i piłkarz, poznałem zasady funkcjonowania w dorosłym świecie. Z Akademią związane są też moje pierwsze lata życia w Warszawie. Nigdy tych czasów nie zapomnę i zawsze będę je miło wspominał.

- Z Maćkiem poznaliście się w Akademii Legii?
- Znaliśmy się jeszcze przed dołączeniem do Legii. Wspólnie graliśmy w reprezentacjach województwa i widywaliśmy na zgrupowaniach. Pierwszego dnia w Legii spotkaliśmy się w bursie i ta znajomość jeszcze się wzmocniła. Od razu nawiązaliśmy kontakt. Cały czas za sobą podążamy i droga zaprowadziła nas do pierwszej drużyny. Natomiast w Akademii nauczyłem się wielu rzeczy. Rozwinąłem jako człowiek i piłkarz, poznałem zasady funkcjonowania w dorosłym świecie. Z Akademią związane są też moje pierwsze lata życia w Warszawie. Nigdy tych czasów nie zapomnę i zawsze będę je miło wspominał. 

 

- Kto rokował na szybszy debiut w pierwszej drużynie? Ty czy Maciek?
- Przez pierwsze dwa lata „Rosi”. Potem mu odjechałem (śmiech). Na początku miałem problemy zdrowotne, dokuczały mi kontuzje i trudno było wejść do drużyny. W tym czasie Maciek świetnie sobie radził, grał w każdym meczu. Po wyleczeniu kontuzji trafiłem na ławkę, więc te początki były dla mnie trudne, ale po przystosowaniu się było już łatwiej i wszystko ruszyło we właściwym kierunku.

 

- Słyszałem, że kolegom z drużyny imponowałeś kreatywnością i umiejętnościami. Potrafiłeś robić na boisku rzeczy, których oni nie potrafili.
- Widowiskowych sztuczek raczej nie robiłem, ale może chodziło im o pewność siebie i odwagę w grze jeden na jeden. Nie bałem się tego robić. Kochałem to i do tej pory tego nie unikam, a wręcz szukam podobnych sytuacji podczas meczu.

 

- Często zdarzało się, że w dzieciństwie grałeś ze starszymi?
- Tylko ze starszymi. Mój brat jest siedem lat starszy i grałem z jego rówieśnikami. Nie miałem zbyt wielu okazji, by rywalizować z dziećmi w moim wieku. Można powiedzieć, że grałem ze wszystkimi rocznikami, ale najmniej z moim.

Zdjęcie

- Kocham taki styl gry, wychodzę na boisko i robię, co potrafię najlepiej. Nie myślę o przeciwnikach, nie zajmuję sobie głowy tym, ile mają lat i jaki staż w ekstraklasie.

- Na boiskach ligowych przypominasz właśnie młodego chłopaka, który gdzieś na podwórku załapał się do gry ze starszymi chłopakami z osiedla i często ich wręcz ośmiesza swoimi akcjami. Tą przebojowość wyniosłeś właśnie z podwórkowych gier?
- Kocham taki styl gry, wychodzę na boisko i robię, co potrafię najlepiej. Nie myślę o przeciwnikach, nie zajmuję sobie głowy tym, ile mają lat i jaki staż w ekstraklasie. Każdego traktuję tak samo. Kocham to co robię, więc nie odczuwam dodatkowej presji.

 

- Masz czasem poczucie, że potrafisz więcej niż inni?
- Nie mam takich myśli. Każdy piłkarz gra w ekstraklasie, bo ma swoją jakość. Szanuję wszystkich przeciwników i ciężko pracuję, bo chcę być najlepszy.

 

- Ostatnio usłyszałem stwierdzenie, że seniorska szatnia zabija w młodych piłkarzach finezję. Zdaje się, że akurat Ty zaprzeczasz tej teorii. 
- To zależy od szatni. Od tego jak zostałeś przyjętym i jak się tam czujesz. Na początku było mi trudno, byłem nowy, młody i nie czułem się tak pewnie. Po pół roku czułem się już zupełnie inaczej i wiedziałem, że mogę pokazać to co najlepsze. Po debiucie w meczu z ŁKS-em wszystko ze mnie „spłynęło”. Bardzo czekałem na ten moment. Dużą pewność siebie daje mi też zaufanie trenera Aleksandara Vukovicia. Wiem, że bardzo mi ufa. Pomogła mi też cała drużyna. Atmosfera jest znakomita, szatnia jest wręcz otwarta na młodych piłkarzy.  Osobiście nie odczułem, aby szatnia blokowała chęć indywidualnej gry, spontaniczność. Oczywiście, trzeba zachować umiar, ale zawodnicy są do tego bardzo pozytywnie nastawieni. Wszystko złożyło się w całość i potoczyło we właściwym dla mnie kierunku.

 

- Najczęściej występujesz na obronie obok Artura Jędrzejczyka i Igora Lewczuka, graczy niezwykle doświadczonych. Odczuwa się to na boisku?
- Zdecydowanie. Dzięki nim mogę odważniej podłączyć się do akcji ofensywnej, bo wiem, że koledzy odpowiednio zabezpieczą tyły. Artura rozumiem bardzo dobrze. Rozegrałem obok niego kilkanaście meczów, wiem na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. Nie zapominajmy, że cały czas uczę się pozycji lewego obrońcy, a gra z „Jędzą”, Igorem czy „Wietesem”, to nie tylko przyjemność, ale też cenne lekcje.

Zdjęcie

- Bardziej stremowany byłem, wchodząc do szatni pierwszej drużyny. Było to dla mnie duże przeżycie i spełnienie marzeń. Gdy byłem w Akademii często myślałem o tym, jak to jest grać na tym stadionie, jak to jest być piłkarzem.

- Artur sprawia wrażenie piłkarza, który mimo dużej różnicy wieku, zaciera te granice.
- Wszyscy wiedzą jakim człowiekiem jest Artur. Uwielbia żartować, nie patrzy czy ktoś ma dwadzieścia lat czy trzydzieści. Każdego traktuje tak samo.

 

- Co bardziej działa na wyobraźnię? Wejście do szatni pierwszej drużyny Legii Warszawa czy gratulacje od Roberta Lewandowskiego na gali tygodnika „Piłka Nożna”?
- Bardziej stremowany byłem, wchodząc do szatni pierwszej drużyny. Było to dla mnie duże przeżycie i spełnienie marzeń. Gdy byłem w Akademii często myślałem o tym, jak to jest grać na tym stadionie, jak to jest być piłkarzem. Potem szybko to odczułem i było to dla mnie niesamowite doświadczenie.

 

- Na gali miałeś okazję porozmawiać z Robertem Lewandowskim.
- Było trudno. Do Roberta ustawiały się kolejki liczące setki osób, a dodatkowo Robert miał swoich ochroniarzy. Zrobiliśmy sobie zdjęcie, usłyszałem od niego, żebym ciężko pracował i dążył do swoich celów. Miłe spotkanie. 

 

- W swojej przemowie podziękowałeś wtedy Arturowi Jędrzejczykowi, który pomógł Ci się ubrać na galę. 
- „Jędza” wiedział, że jadę na galę i powiedział, że muszę o nim wspomnieć (śmiech). Bez niego też nie byłoby tej nagrody, Artur bardzo mnie wspiera, asekuruje i pomaga. Musiałem to zrobić (śmiech).

 

- Jeśli dobrze pamiętam, to nawet w szatni Artur siedzi między Tobą, Mateuszem Praszelikiem i Maćkiem Rosołkiem.
- Tak, siedzę obok Artura i to już jest coś (śmiech).

 

- Przypadek, czy celowe ustawienie?
- Kiedy trafiłem do pierwszej drużyny, obok mnie siedział Michał Kucharczyk, a ja zająłem miejsce Chrisa Philippsa. Później „Kuchy” odszedł i jego miejsce w szatni przejął „Rosi”.

Zdjęcie

- Jednak wydaje mi się, że nie mam odpowiednich cech, by być kapitanem. Lepiej czuję się w roli „zwykłego” zawodnika.

- Tyle czasu poświęciliśmy kapitanowi, ale trzeba zaznaczyć, że Ty też masz pewne doświadczenie w tym temacie. W reprezentacji Polski do lat 19 pełniłeś tę funkcję.
- To było dla mnie wyróżnienie i powód do dumy. Jednak wydaje mi się, że nie mam odpowiednich cech, by być kapitanem. Lepiej czuję się w roli „zwykłego” zawodnika. W reprezentacji miałem ogromne zaufanie ze strony trenera Bartłomieja Zalewskiego. Współpracowaliśmy od kadry do lat 15. Znamy się bardzo dobrze, wiemy na co sobie wzajemnie pozwolić. W tamtej kadrze do lat 19 miałem też prawdopodobnie najdłuższy staż spośród wszystkich zawodników.

 

- Skoro jesteśmy przy reprezentacji, Twoja kariera toczy się wzorem byłego już wybitnego reprezentanta Polski - Łukasza Piszczka. On też zaczynał na innej pozycji.
- Możliwe, że będę drugim Łukaszem Piszczkiem (śmiech). 

 

- Zostałeś przekwalifikowany na tę pozycję podczas zgrupowania w Warce, gdy trenerowi zabrakło bocznych obrońców. 
- To prawda. Na zgrupowaniu pojawiło się zapotrzebowanie na tę pozycję. Byłem bardzo młody, nie robiło mi różnicy, gdzie będę grał. Chciałem po prostu pokazać się z najlepszej strony. Wówczas planowane było wypożyczenie mnie do innej drużyny, ale wypadłem na tyle dobrze, że temat się nie rozwinął. Zostałem w Legii.

 

- Czujesz się już lewym obrońcą, czy cały czas ciągnie Cię do środka pola?
- Jestem uniwersalnym zawodnikiem. Mogę zagrać na boku obrony i w pomocy. Wiem jaka jest aktualnie sytuacja, dobrze radzę sobie na obronie, ale spokojnie mógłbym wystąpić w środku pola.

 

- Twoja aktualna pozycja to przepustka do wielkiej kariery? Od lat reprezentacja Polski szuka etatowego zawodnika na tę stronę obrony.
- Wiem, że boki obrony to pozycje, na które jest zapotrzebowanie we współczesnej piłce. Środkowych pomocników jest więcej, panuje tam większa rywalizacja. Zobaczymy jak wszystko się potoczy. Ja jestem gotowy.

 

- Pojawiły się kiedyś plotki, że selekcjoner Jerzy Brzęczek ma Twoje nazwisko zapisane wysoko w notesie. Miałeś jakiś kontakt z selekcjonerem?
- Kontaktu nie miałem, ale jakieś informacje do mnie dochodziły.

Zdjęcie

- Wolałbym przejść do klubu bez rekordu, ale w nim grać, niż pobić transferowy rekord ligi, siedzieć na ławce i pozostać jedynie „rekordem”.

- Przełożenie mistrzostw Europy może wyjść na Twoją korzyść?
- Wiem, że jeśli będę grał w klubie i dobrze wyglądał, to szansa na grę w reprezentacji istnieje. Jeśli będę grać na odpowiednim poziomie, to trafię do drużyny narodowej, ale myślenie o Euro jest na ten moment zbyt dalekim spojrzeniem w przyszłość.

 

- Zimą zostałeś wybrany odkryciem roku wg. tygodnika „Piłki Nożna”. Spośród dziesięciu ostatnich laureatów, tylko Dominik Furman gra obecnie w Polsce. Można wyciągać z tego pewne wnioski...
- Jak widać, coś w tym jest. Jeśli jesteś odkryciem ligi, to masz ambicje, by grać na jeszcze wyższym poziomie.

 

- Jaka liga jest Twoją wymarzoną?
- Chciałbym grać w lidze z topu. Liga hiszpańska, włoska, niemiecka, angielska. To są rozgrywki, o których marzy każdy piłkarz.

 

- Inaczej. Bardziej lubisz Premier League czy La Liga?
- Dużo osób mówi mi, że bardziej pasuje mi La Liga. Myślę, że łatwiej też się tam zaaklimatyzować młodemu piłkarzowi ze względu na klimat. Premier League jest ligą topową, wymaga też od piłkarzy bardzo mocnej psychiki.

 

- Angielska piłka to też inne wymagania co do fizyczności.
- Potrafię grać fizycznie. Mam więcej siły niż wyglądam. Ekstraklasy fizycznie nie odczułem.

 

- Ewentualne pobicie rekordu ekstraklasy to dodatkowa presja?
- Nie zwracam na to uwagi. Jest to dla mnie bez sensu. Wolałbym przejść do klubu bez rekordu, ale w nim grać, niż pobić transferowy rekord ligi, siedzieć na ławce i pozostać jedynie „rekordem”. Na ten moment nie ma jednak o czym mówić.

Zdjęcie

- Nie możemy wychodzić na dwór, a nie da się wszystkiego wypracować ćwiczeniami w domu. Gdy wszystko wróci do normy, będziemy przygotowani do powrotu ligi i mistrzostwo zdobędziemy.

- Co bardziej Cię stresuje - brak możliwości dokończenia sezonu, czy niepewne terminy egzaminów maturalnych? 
- Niepewne losy sezonu. Marzyłem o fecie mistrzowskiej już rok temu. Chciałem to przeżyć na własnej skórze. Życie tak się potoczyło, że może być o to trudno. Maturę będę zdawał za rok, miałem teraz przerwę w indywidualnym nauczaniu.

 

- Wolne od piłki może Wam przeszkodzić w zdobyciu tytułu?
- Pewne braki pewnie będziemy odczuwać. Nie możemy wychodzić na dwór, a nie da się wszystkiego wypracować ćwiczeniami w domu. Gdy wszystko wróci do normy, będziemy przygotowani do powrotu ligi i mistrzostwo zdobędziemy.

 

- Przymusową akcję siedzenia w domu spędzasz w Warszawie czy w domu rodzinnym?
- Zostałem w Warszawie. Po trzech tygodniach w domu pojawiają się negatywne myśli. Staram się sobie z tym radzić, urozmaicać każdy kolejny dzień. Robić coś nowego. Jest to trudne, gdy siedzę sam w domu. Codziennie trenuję, uczę się, oglądam seriale, gram na PlayStation w FIFĘ. Częściej też gotuję. Jakoś sobie radzę.

 

- Na wirtualnym boisku jesteś tak samo przebojowy jak w rzeczywistości, czy raczej wolisz szczelną defensywę i murowanie bramki? 
- Preferuję tiki-takę i zachowuję się jak na prawdziwym boisku.

 

- Czyli jednak bliższa jest Ci liga hiszpańska (śmiech).
- Można tak powiedzieć (śmiech).

Udostępnij

Autor

Przemysław Gołaszewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.